ARTYKUŁY

NA IMPREZĘ DO JURKA (1 sierpnia 2002)

 

Chociaż festiwal zaczyna się dopiero jutro, na lotnisku pod Żarami koczuje kilka tysięcy młodych ludzi

 

Pierwsze "woodstockowe" pociągi mają przyjechać do Żar dopiero dzisiaj, jednak wczoraj ze wszystkich stron przeróżnymi środkami lokomocji zjechało tysiące osób. - Ludzie w garniturach mają Sopot i Opole, fani muzyki pop mają przez cały rok Ich Troje, dyskotekowcy tańczą w każdy weekend, a my mamy raz do roku nasz Woodstock - mówią dziewczyny z Sosnowca. - Przystanek jest bardzo ważną imprezą dla takich jak my. W jego obronie dziś też jesteśmy gotowe jechać pod Sejm.

O swoich gorących uczuciach do organizatora Jurka Owsiaka i całej imprezy zapewnia też Michał Biedak z Zawiercia. Wraz z przyjaciółmi przyjechał tu polonezem kupionym za 500 zł, który następnie okleili kilkoma tysiącami żółtych nalepek po czeskim keczupie. Teraz czekają na przyjazd kolejnej grupy znajomych, bo z samego Zawiercia ma przyjechać ponad 50 osób.

Przystanek Woodstock odbywa się w Żarach już po raz piąty. Wczoraj zakończono montaż wielkiej i małej sceny. Ruszyły stoiska gastronomiczne, działają toalety, krany z wodą, prysznice. Stoi muzyczno-religijna wioska wyznawców Hare-Kriszny. Są też księża katoliccy, którzy w tym roku po raz pierwszy organizują tu Przystanek Jezus w zgodzie i porozumieniu z Fundacją Jurka Owsiaka oraz miastem.

 

Robert Rewiński 
Gazeta Wyborcza nr 178. 4086, Zielona Góra, str. 1,
1 sierpnia 2002

Maciek Kordyś z Chojnowa do Żar przyjechał już dwa tygodnie temu. - Nie mam namiotu, nie mam pieniędzy, ale jestem szczęśliwy - opowiada. Śpi, gdzie się da, je posiłki z poznanymi na miejscu ludźmi. Na co dzień jest uczniem technikum ogólnokształcącego w Chojnowie. Po jego zakończeniu zamierza iść na studia i zostać psychiatrą terapeutycznym.

Kasia Steindel ma 24 lata, mieszka w Krakowie. W Żarach jest po raz szósty. Sprzedaje tu plecionki i koraliki, które przez cały rok wyrabia w domu. Nie lubi Przystanku. - Wolę kameralne imprezy, ale dobrze tu zarabiamy - mówi. Dotychczas nie słuchała woodstockowej muzyki i nie chodziła na koncerty. Ale tym razem będzie inaczej, bo przyjeżdżają jej ulubione kapele.

Marek Łamczyk, z zawodu szewc, przyjechał z Myszkowa koło Częstochowy. Ma 21 lat, a od 10 lat jest punkiem. Irokeza nosi przez cały rok (stracił go tylko, kiedy poszedł do wojska). - Ani rodzice, ani nauczyciele, ani przełożeni w fabryce sznurowadeł, gdzie pracowałem, nie kazali mi go ściąć - mówi. - Być może dlatego, że było to w Żarkach koło Myszkowa.

<<< WSTECZ