ARTYKUŁY

JAK KUMPLE (1 sierpnia 2002)

 

Ulicami Ludową i Wiśniową płynie do centrum Żar rzeka woodstockowiczów.
Karmią ich, poją i myją. Mieszkańcy domów przy Przystanku Woodstock lubią młodzież zjeżdżającą do Żar.

 

- Przyszli wczoraj i tak nieśmiało patrzyli na drzewko śliwek - mówi Stanisław Szut, mieszkaniec domu nr 41a przy ul. Ludowej. - To kazałem im sobie narwać. Trzęśli drzewem, ale niedokładnie wyzbierali. Żona rano w trawie śliwki znajdowała.

 

Niewydarzone pomidory
Pan Stanisław, choć ma 68 lat, nie narzeka na Przystanek Woodstock. Mieszka przy jednej z ulic, która prowadzi z pola do centrum Żar. Setki młodych ludzi chodzi nią kilka razy dziennie. Po drodze mijają sklep spożywczy, budkę telefoniczną i staw, który okupują gdy jest gorąco. Woodstockowicze ani głośna muzyka nie przeszkadzają mieszkańcowi Ludowej, sam słucha chętnie rock and rolla. Co roku wieczorem idzie na pole, by popatrzeć jak młodzież się bawi. - Lubię ich - zdradza S. Szut. - Choć rok temu wybili mi szybę w oknie. 102 zł zapłaciłem za nową. Ale to nie ich wina była. Bili się pod moim domem i komuś łańcuch wyleciał z ręki wprost na okno. Dziś przyszedł jeden i chciał 20 gr. Jeszcze się Woodstock nie zaczął, a on już pieniędzy nie ma. Powiedziałem, że dam i złotówkę, ale jak będzie wyjeżdżał.

Pan Stanisław nie tylko groszem poratuje, daje młodym chleb, smalec, przerośnięte ogórki, niewydarzone pomidory, owoce z ogródka. Gdy jest upał, ma przyszykowane butelki z kranówą. W piwnicy jest woda i miski. Kto chce, może się u niego wymyć.

- Kiedyś dziewczyny pytały, czy mogą skorzystać z łazienki - wspomina Szut. - Nie wpuściłem. mieszkam przecież z żoną, córką, zięciem i dwoma wnukami.

 

Dla stolicy atrakcja
Przy Ludowej 66 jest dom rodziców Andrzeja Bożka, który na co dzień żyje z rodziną w Warszawie. Do Żar przyjeżdża na urlop. Drugi raz wypoczynek zbiega się z głośną imprezą tuż obok.

- Ale nam się to podoba - wyznaje pan Andrzej. - Nie sprawdziły się wiadomości o Woodstocku, które docierały do mnie przez telewizję. Nie widziałem tu wielkiego pijaństwa, ani burd. Nawet moi wiekowi rodzice nie skarżą się na młodzież.

A. Bożek wraz z synem Arturem biorą udział w Przystanku. Chodzą na pole, słuchają grających zespołów, wieczorem oglądają pokazy sztucznych ogni. Nie mają nic przeciw szwędającym się pod ich oknami woodstockowiczom.

- To dla nas atrakcja - mówi pan Andrzej. - Przynajmniej możemy popatrzeć na ich fryzury i nietypowe ubrania. Raz zrobiliśmy nawet dla kilku młodych ludzi grilla w ogródku. Byli bardzo sympatyczni.

 

Siali sobie mak
Na czas Woodstocku równie obleganą ulicą jest Wiśniowa. Po jednej stronie domki, po drugiej ogródki działkowe. Działkowicze spokojnie uprawiają na nich warzywa. Uczestnicy Przystanku nie kradną, tylko pytają, czy mogą wejść na działkę.

- Mówią, że chcieliby jabłko czy marchewkę, więc im pozwalam - opowiada Ewa Chicheł z Wiśniowej 13. - U mnie w ogródku już drugi rok rozbiły się studentki z Krakowa. Nie mogę powiedzieć o nich złego słowa.

Pani Ewa przyznaje, że męczące bywają tylko noce. Głośna muzyka nie pozwala zasnąć nawet i do 2.00 nad ranem. Ale jest na to sposób. Pójść pod scenę.

- Lubię zespoły, które przyjeżdżają do Żar - mówi E. Chicheł. - Do południa więc siedzę na działce, po południu idę na Przystanek.

Mieszkanka Wiśniowej nie przypomina sobie żadnych ekscesów autorstwa woodstockowiczów. Tylko w zeszłą sobotę policja złapała młodą parę, jak zrywała mak z cudzego ogródka.

- Oni sieją go wiosną jak popadnie na działkach - tłumaczy pani Ewa. - Nie wszyscy właściciele maki wyrywają. Trochę zostaje aż do Woodstocku.

 

Tatiana Mikułko
Gazeta Lubuska nr 178 (15.493), Dodatek "Lubuska Młodych" str. 19, 1 sierpnia 2002

<<< WSTECZ