ARTYKUŁY

ZGODA PRZY MYCIU  (3 sierpnia 2002)

 

Woodstock rozpoczął się na długo przedtem, zanim rozpoczęły się koncerty. - Muzyka jest ważna, ale przyjaźń między ludźmi jest najważniejsza - mówią woodstockowicze

 

Poniemieckie lotnisko w Żarach widać z daleka, a szczególnie kolorowo powiewające flagi z setek polskich miast, m.in. Białegostoku, Olsztyna, Lublina, Gdańska. Już wczoraj rano było trudno o miejsce na polu namiotowym. - Nie jest ważne, czy jest tu nas 100, 200 czy 300 tysięcy. Najważniejsze, że ludzie, którzy wcale nie są idealni, tworzą społeczność uprzejmą i miłą wobec siebie - mówił na porannej konferencji prasowej Jurek Owsiak.

Woodstock tętni życiem od samego rana. "Metalowcy" myli zęby pod kranami wspólnie z punkami, wielbicielki reggae kąpały się pod wielkim prysznicem razem z miłośniczkami twardej muzyki hard core.

Hipisi karmili dzieci, które przywieźli na woodstockowe pole, a te po chwili ciągały samochody na sznurkach między namiotami punków. - Czuję się tu naprawdę wolna. Takie współistnienie zupełnie sobie obcych ludzi nie zdarza się nigdzie indziej. W czasie całego roku nie spotkała tylu uśmiechniętych i serdecznych wobec siebie ludzi. Moi rodzice tego nie chcą zrozumieć, więc oficjalnie jestem dziś ze znajomymi w Karkonoszach - opowiada 17-letnia Magda z Warszawy.

Młodzi ludzie w koszulkach z Leninem, Jimmim Hendrixem, Kubusiem Puchatkiem, Janis Joplin, napisem "Jestem głupi", czy wielką naklejką  Toi Toi zdjętą z przenośnej toalety wspólnie zajadali pierogi, kopytka, bigos i kiszone ogórki oferowane za półdarmo przez woodstockowe stoiska gastronomiczne.

Do czasu rozpoczęcia pierwszych popołudniowych koncertów na dużej scenie młodzież szukała mocnych wrażeń. Jeździła na śmieciarkach, beczkowozach asenizacyjnych, koszach z supermarketów. Wdrapywała się na ścianę wspinaczkową, skakała na ustawionej po raz pierwszy specjalnej batucie. Fotografowała się jako policjanci i policjantki w ustawionych przez funkcjonariuszy makietach.

Tłum kłębił się wokół namiotu Hare Kriszna i Przystanku Jezus. Punki z irokezami na głowach toczyły zażarte dyskusje o wartościach i ideałach.

- Złapaliśmy czterech dilerów narkotyków, wyrzuciliśmy sprzedawcę kastetów i zapowiadam, że nie będzie pobłażania dla każdego, kto zechce zakłócić spokój tego miejsca - oświadczył Jurek Owsiak. 

 

Robert Rewiński, Marta Miśkiewicz
Gazeta Wyborcza nr 180. 4088, Zielona Góra, str. 4, 3-4 sierpnia 2002

<<< WSTECZ