ARTYKUŁY

CUD SIĘ ZIŚCIŁ  (5 sierpnia 2002)

 

W niedzielę nad ranem zakończył się w Żarach VIII Przystanek Woodstock

Z trzystutysięczną publicznością to największy festiwal rockowy w Polsce, a chyba i w Europie

 

Perfekcyjnie przygotowany i zrealizowany Przystanek Woodstock ponownie był sukcesem organizacyjnym. Trzystutysięczne "miasto socjopatów" oparte na zaufaniu funkcjonowało bez zarzutu. Co nie mniej ważne, festiwal po raz kolejny odniósł nie mniejszy sukces artystyczny. Już w opublikowanym wcześniej programie artystycznym widać było, że najważniejszą jego zasadą jest kontynuacja. Jurek Owsiak, jedyny artystyczny decydent tego festiwalu, z żelazną konsekwencją trzymał się zasad, które stworzył na pierwszym Przystanku Woodstock w 1995 roku.

 

Rock jako idea
Dla Owsiaka ideą artystyczną jest rock and roll jako gatunek. Poszczególne zespoły czy piosenki nie mają wielkiego znaczenia. Bardziej chodzi tu o pewien rodzaj iskrzenia, wpływ, jaki spontaniczna muzyka grana ze sceny ma na publiczność. Po doświadczeniach Jarocina Owsiak zrozumiał, że pewne gatunki ściągają niepożądany rodzaj publiczności i powodują agresję, i odwrotnie - niektóre wspaniale nastrajają i tworzą odpowiedni klimat. Postanowił więc stworzyć festiwal według tego właśnie klucza. Był tam folk, reggae i rock, a brakowało ostrego punk rocka, hard core'u i niektórych gatunków metalu.

Dlatego w działaniach Owsiaka pojawiły się Voo Voo, Raz Dwa Trzy, Pidżama Porno czy Orkiestra Na Zdrowie, które mają dla niego większe znaczenie niż największe nawet gwiazdy.

Wiąże się to z mieliznami, bo pewni wykonawcy nigdy się tu nie pojawią, nowe zespoły mają utrudniony dostęp. A co najważniejsze i w tym roku już bardzo mocno wyczuwalne, festiwal staje się konserwatywny. Nie pojawiają się tu całkiem nowe gatunki muzyki, jak hip hop, czy grana przez didżejów muzyka klubowa. Ich udział na równych prawach z artystami rockowymi jest praktyką większości dużych festiwali na świecie. Z polskich wykonawców tych gatunków spokojnie możnaby wybrać takich, którzy pasowaliby do idei festiwalu, np. Fisza, Futro czy Joint Venture Sound System. Bez nich Przystanek stanie się rockowym skansenem i odwróci się od niego część młodej publiczności.

 

Blade Loki, T.Love i De Press
W programie tegorocznego festiwalu znalazło się bardzo wiele zespołów, które grały rok temu czy w ostatnich latach: Hey, Pidżama Porno, Raz Dwa Trzy czy Sweet Noise. Ten ostatni, zaplanowany na finał i wielkie wydarzenie festiwalu, dał wspaniały rockowy spektakl i sprostał wyzwaniu.

Z "nowych" zespołów doskonale wypadły Blade Loki z charyzmatyczną wokalistką i kapitalną postpunkową muzyką. Po raz pierwszy wystąpił skonfliktowany wcześniej z Owsiakiem T.Love. Dali rewelacyjny retrospektywny koncert. Najlepszy, jaki widziałem w ich wykonaniu. Żal, że stało się to tak późno, bo T.Love wydaje się wprost stworzony do tego festiwalu.

Po raz pierwszy wystąpił też polsko-norweski zespół De Press, chociaż ich przebój "Bo jo cie kochom" był przebojem jednego z poprzednich przystanków w wykonaniu zespołu Kapela. Andrzej Dziubek, uchodźca z Polski, lider i wokalista De Press, znany w Norwegii artysta performer, podczas koncertu na scenie folkowej wytarzał się w błocie razem z publicznością i wszedł na dużą scenę kompletnie ubłocony.

 

Przerażona filharmonia
Wydarzeniem festiwalu był koncert niemieckiego zespołu postpunkowego Die Toten Hosen. Gigantyczne, perfekcyjnie przygotowane rockowe show poruszyło całą publiczność. Podczas ich koncertu ze sceny widziałem równo skaczący tłum, który sięgał horyzontu. Świetnie też wypadł Maleo i Michael Black, czyli Darek Malejonek w Houku i artyści z Jamajki. Publiczność nie chciała ich puścić ze sceny.

Z mniej znanych zespołów wspaniale wypadli bardzo energetyczny Kangaroz z Olsztyna, metalowy Hunter, polsko-białoruski Dzioło i grający bardzo nowoczesną odmianę metalu Blitz.

Grubo po północy zaskakujący Wielki Finał. Na scenie pojawiła się stuosobowa przerażona Orkiestra Filharmonii Wrocławskiej. Dla nietypowej publiczności zagrali "Bolero" Ravela. Później razem z nimi wystąpili też zespół Raz Dwa Trzy i Ewelina Flinta, finalistka programu "Idol", która debiutowała przed przystankową publicznością. "Kto jest idolem?!!! - pytał Owsiak. "Ewelina!!!" - odpowiadało trzysta tysięcy gardeł.

 

Robert Leszczyński, Robert Rewiński
Gazeta Wyborcza nr 181. 4089, str. 12, 5 sierpnia 2002

<<< WSTECZ