ARTYKUŁY

POMÓC ZAGUBIONYM  (5 sierpnia 2002)

 

Z księdzem Marcinem Kamińskim, uczestnikiem misji ewangelizacyjnej na Przystanku Woodstock, rozmawia Wojciech Wybranowski

 

Czym jest Przystanek Jezus towarzyszący organizowanemu przez Jerzego Owsiaka "Woodstockowi" i na czym polega Wasza misja tutaj, wśród młodzieży, która przybyła do Żar?

- Na pewno jest to spotkanie z drugim człowiekiem, każdym człowiekiem, który tutaj przyjechał, którego możemy tutaj spotkać; bez względu na to, czy na nas krzyczy, czy też cieszy się, że nas widzi. Tak samo jak Jezus spotykał się z ludźmi, tak samo my chcemy się spotykać, rozmawiać z drugim człowiekiem. Z roku na rok przychodzi do nas coraz więcej młodych osób. Po prostu wiedzą, co jest grane, wiedzą, że Przystanek Jezus to modlitwa, to konkretna pomoc drugiemu człowiekowi, jak choćby rozdawane za darmo posiłki.

 

Powiedział ksiądz: "konkretna pomoc". Z jakimi problemami borykają się młodzi ludzie, którzy przyjeżdżają na Przystanek Woodstock?

- Jestem tutaj drugi raz i mogę powiedzieć, że problemy są bardzo różne i bardzo poważne, począwszy od rodzinnych, szkolnych, aż po te związane np. z więzieniem. Przychodzą ludzie, którzy np. podejmowali próby samobójcze, przychodzą dziewczęta w stanie błogosławionym. Ci młodzi ludzie pytają, co robić dalej, proszą o pomoc.

 

Czy są to również problemy z narkotykami i alkoholem? Czy uczestnicząc po raz kolejny w misji ewangelizacyjnej na Przystanku Woodstock, spotkał się ksiądz z ludźmi - z bardzo młodymi ludźmi, bo przecież z tego, co widać choćby na polu namiotowym, to przede wszystkim tacy tutaj przyjeżdżają - uzależnionymi od środków odurzających?

- Tak! Przychodzą do nas młodzi ludzie z takimi właśnie problemami, płaczą, chcą rozmawiać, proszą o radę. Często są pod wpływem narkotyków czy alkoholu. Wiadomo, że wtedy ta pomoc jest bardzo ograniczona. Ale powiem panu, że utrzymuję kontakt korespondencyjny, telefoniczny z ludźmi, których poznałem na "Woodstock" podczas mojego poprzedniego pobytu tutaj. Wiem, że walczą, że próbują wyjść z nałogu, więc jest szansa, że im się to uda.

 

Przed kilkoma dniami na łamach "Naszego Dziennika" ks. Marek Kołodziejski i ks. Mirosław Kurek mówili o narkotykach, o łatwym dostępie do środków odurzających na terenie Przystanku Woodstock. Dzień później na stronach "Gazety Wyborczej" nazwano te informacje nieprawdziwymi, oskarżano obu księży o kłamstwa. Jerzy Owsiak zarzucił "Naszemu Dziennikowi" propagowanie faszyzmu i szerzenie nienawiści. Jak więc naprawdę wygląda tutaj problem narkotyków?

- Bardzo trudno jest o tym mówić, to trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy. Na pewno ten problem tutaj występuje i to jest widoczne na każdym kroku. Jeszcze Przystanek Woodstock na dobre się nie zaczął, a już pojawiły się dziesiątki, setki tych ludzi, którzy są naprawdę bardzo, bardzo mocno uzależnieni. Albo mówimy prawdę, albo będziemy próbować tę prawdę jakoś tłumaczyć, ale to bez sensu. Jesteśmy tutaj właśnie dla tych młodych ludzi i jeśli nie poznamy prawdy, to po prostu nie będziemy mogli im pomóc!

 

Jak na obecność księży reaguje tutaj młodzież? Czy nie ma przypadków agresji? Parę chwil wcześniej słyszałem, jak jeden z "woodstockowiczów" krzyczał pod adresem księży: "O, idą Jezuski"...

- Są pewne problemy, ale ten Przystanek Jezus jest dla mnie zupełnie inny niż poprzedni. Mało jest wulgaryzmów pod naszym adresem. Raczej to, z czym się spotykamy, to przyjaźń, podanie dłoni, radość, "dobrze, że jesteście". Jeżeli ktoś okazuje jakąś niechęć, to czasami wystarczy podejść, porozmawiać i wtedy ta niechęć po prostu znika. Trudno mi mówić o ilości nawróceń, bo to niełatwo ocenić, trzeba by po prostu porozmawiać o tym indywidualnie z każdym. Cieszę się, że młodzież przychodząca na Przystanek Jezus dobrze się bawi, a skoro tu jest, to znaczy, że mamy co robić. A dzięki Bogu nawróceń nie brakuje.

Dziękuję za rozmowę.

 

Rozmawiał Wojciech Wybranowski
Nasz Dziennik, nr 181 (1374), 5 sierpnia 2002

<<< WSTECZ