ARTYKUŁY

WIELKI ARTYSTYCZNY PRECEDENS  (9 sierpnia 2002)

 

Tego jeszcze nie było. Wielka Orkiestra Symfoniczna na Przystanku Woodstock. Rytm Bolero Ravela wybijało ponad 200 tysięcy ludzi 

 

Mariusz Smolij, dyrektor artystyczny i dyrygent orkiestry

 

Wielkie klasyczne utwory grane i wystawiane są w różnych dziwnych miejscach. Czy to było jedno z takich dziwnych miejsc?
Ja bym tak tego nie określał. Bardzo się cieszę, że muzyka naszywana klasyczną, bądź poważną, okazuje się również dobrą do grania w takich miejscach. Wydaje mi się, że Bolero Ravela ma takie samo miejsce na tej estradzie jak w filharmonii. Bardzo cieszę się z tego pomysłu, zwłaszcza że realizacja była dobra.


Posługując się młodzieżową retoryką - Czy to było energetyczne doświadczenie?
Z całą pewnością.


Czy tak duża widownia oddziałuje bezpośrednio na wykonanie?
I tak i nie. Scena była bardzo wysoko, a my byliśmy odsunięci daleko od jej brzegu. Czuło się obecność publiczności, ale z powodu konstrukcji sceny, byliśmy trochę wyosobnieni.


Dlaczego zagraliście?
Wierzymy, ja i dyrektor generalny Lidia Geringer d'Oedenberg, że muzyka symfoniczna powinna wyjść poza gmach filharmonii. W sensie fizycznym, jak i w ten sposób, by grać inne rodzaje muzyki. Orkiestra ma być żywym organizmem, który reaguje na to, co się dzieje w różnych rodzajach muzyki i włącza się w różne nurty. Jest to jedyny sposób, by orkiestra stała się czymś, z czym identyfikuje się społeczeństwo młode, stare, bardziej lub mniej intelektualnie nastawione do odbioru kultury.


Nie jest Pan odosobniony w tym poglądzie, ale ma on również przeciwników, którzy uważają, że wykonywanie muzyki symfonicznej ma swoje miejsce?
Na Berlioza, który powiększył orkiestrę i wykonał tragiczne Requiem na wielkim placu w PAryżu, zamiast w sali koncertowej, patrzono jak na dziwaka. Teraz jest jak najbardziej klasycznym kompozytorem. Trzeba nadążać za biegiem czasu, by historia nie śmiała się z nas.


Przekroczono jakiś próg?
Możemy powiedzieć, że zrobiliśmy krok w dobrą stronę.

 

Adam Nowak, wokal, gitara, tekst w Raz Dwa Trzy
Pomysł orkiestracji dwóch utworów "W wielkim mieście" i "I tak warto żyć" zrodził się w głowie Jurka Owsiaka. Chyba z potrzeby "sprzedania" ich jako sentencji setkom tysięcy ludzi.
Dyrygent i orkiestra przyjęli nas bardzo życzliwie. Atmosfera na próbach była bardzo dobra, spokojna, pełna otwartości. Bardzo się cieszę, że podjęli to wyzwanie. Dla mnie jest to niecodzienne zdarzenie, a kto wie czy nie jedyne w życiu.
Można sobie nie zdawać z tego sprawy, można to lekceważyć, ale to było wydarzenie socjalno-artystyczne. Tak bym je nazwał. Bez względu na to, jaką muzykę się gra i jakie ma się przekonania. Osobiście czerpię bardzo wiele śpiewając w jednej chwili dla tak wielkiej widowni. Każdorazowo jest to dla mnie ogromne przeżycie.
To było precedensowe wydarzenie. Słyszałem w swoim życiu wiele wykonań Bolero. Natomiast Bolero przy dwustutysięcznej widowni, która wyznaczała rytm, wyznaczała go bardzo punktualnie, a jednocześnie była w tym odrobina chaosu i szaleństwa i widać było po dyrygencie, który musiał trzymać niesamowitą dyscyplinę, ale do którego ten metronom dwustutysięczny docierał i któremu musiał sprostać. To było niesamowite. Razem ze mną przeżywała to moja trzyletnia córka i nie bała się.

 

Gazeta Regionalna, nr 31 (71), str. 11, 9 sierpnia 2002

<<< WSTECZ